Wczoraj minął rok, odkąd zawirował mój świat! Rok temu, 1 lutego 2015 o 00:20 dostałam w ramiona mojego czerwonego, pomarszczonego chłopczyka i zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia.
Niesamowite, jak przez te 365 dni dziecko rozwija się, rośnie, poznaje nowe rzeczy. Z bezbronnego bobaska Piotruś stał się fajnym, przebojowym chłopakiem. Wszędzie go pełno, biega, krzyczy, śpiewa i rozrabia. Uwielbia wszystko co się świeci, gra i ma przyciski. Wszędzie musi wejść, wszystko zobaczyć i dotknąć.
Gdy wyszłam za mąż, 3.5 roku temu, pojawiła mi się w głowie myśl: „O Boże, przecież ja teraz będę musiała zajść w ciążę i urodzić dziecko. Ja nie chcę, ja nie umiem, ja się nie nadaję!” Piotruś wszystko zmienił. Bycie mamą stało się najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem. Nigdy nie umiałam sobie wyobrazić siebie w tej roli, a teraz nie pamiętam jak to było zanim zostałam mamą. Bo rok temu urodził się nie tylko Piotruś, ale i ja. Zupełnie nowa, lepsza ja.
Przez ten rok zmieniło się wszystko. Nasze życie, moja praca, nasze relacje jako rodzina, zmieniłam się też ja. Odkryłam w sobie pokłady miłości, cierpliwości i, o dziwo, niezłej organizacji ;) Mój skrzętnie poukładany plan dnia zamienił się w nieogarnialny chaos, z którego raz lepiej, raz gorzej, ale jakoś udaje się wychodzić. Zmieniły się moje priorytety i podejście do życia. Mogę godzinami bawić się i wygłupiać z Piotrusiem, a idąc na zakupy, wychodzę z niczym dla siebie i torbą ubranek dla niego.
Nasze wspólne 12 miesięcy to:
- 13 kilo czystej miłości i niespożytej energii,
- rozmiar ubranek 86/92,
- 365 nieprzespanych w całości nocy,
- w dalszym ciągu 0 nocy przespanych,
- 329 400 litrów wyprodukowanego mleka,
- 8 zębów, kolejne w natarciu…
- …a co za tym idzie, dziesiątki moich ran kłutych, drapanych i szarpanych,
- zero chorób, jeden katar,
- i co najważniejsze – wygląda na to, że powoli opuszcza nas skaza białkowa :) :)
12 miesięcy na zdjęciach
Udało mi się utrzymać przez cały rok zwyczaj robienia Piotrusiowi comiesięcznych zdjęć. Ostatnie miesiące były ciężkie do uchwycenia, bo Piotruś nie uznaje już leżenia bez ruchu ;)
Wczoraj świętowaliśmy roczek symbolicznie, z torcikiem. Oficjalna impreza z wszystkimi dziadkami i chrzestnymi będzie dopiero za jakieś 3 tygodnie i z pewnością podzielę się relacją :)
Tymczasem życzę mojemu syneczkowi przespanych (!!!!) nocy, jeszcze więcej radości i uśmiechu, tej beztroski, którą tak mnie rozbraja i żeby w przyszłości zawojował świat, bo wiem, że potrafi :)